Przejdź do głównej zawartości

Pisarskie koło

 , niech przyjdzie do mego domu, gdzie wszystko będzie przygotowane, i nasza znajomość nie narazi mnie na plotki kumoszek z całej ulicy.”

Poszedł tedy książę Satni za panną Tbubui na górne piętro do jej pokojów, których ściany były wyłożone lapisem lazuli tudzież bladozielonawą emalią. Było tam wiele łóżek pokrytych królewskim płótnem i niemało jednonożnych stolików zastawionych złotymi pucharami. Je- den z pucharów napełniono winem i podano go księciu, a Tbubui rzekła: „Bądź łaskaw, napij się”. Na co książę odparł: „Wiesz przecie, że nie przyszedłem na wino.” Niemniej jednak za- siedli do uczty, podczas której Tbubui miała na sobie długą, nieprzezroczystą szatę, zapiętą pod szyję. Gdy zaś odurzony książę chciał ją pocałować, odsunęła go i odparła:

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

„Dom ten będzie twoim domem. Pamiętaj jednak, że nie jestem ulicznicą, lecz kobietą niewinną. Jeżeli więc chcesz, ażebym była ci posłuszną, zaprzysięgnij mi wierność i zapisz twój majątek.”

„Więc niech przyjdzie tu pisarz” - zawołał książę. A gdy go przyprowadzono, Satni kazał spisać akt ślubny i tudzież akt darowizny, którym wszystkie swoje pieniądze, ruchomości i dobra ziemskie przepisał na imię Tbubui.


W godzinę później służba zawiadomiła księcia, że na dole czekają jego dzieci. Tbubui wówczas opuściła go, lecz wnet wróciła ubrana w suknię z przezroczystej gazy. Satni znowu chciał ją uściskać, ale odsunęła go mówiąc:

„Dom ten będzie twoim. Lecz ponieważ nie jestem ladacznicą, tylko dziewczyną niewinną, jeżeli więc chcesz mnie posiadać, to niech twoje dzieci zrobią akt zrzeczenia się majątku, aby później nie procesowały się z moimi dziećmi.”

Satni zawołał dzieci na górę i kazał im podpisać akt zrzeczenia się majątku, co uczyniły.

Lecz gdy odurzony długim oporem chciał zbliżyć się do Tbubui, ta go znowu zatrzymała...

„Dom ten będzie twoim - rzekła. - Ale ja nie jestem pierwszą lepszą; jestem czystą dziewi- cą. Jeżeli więc kochasz mnie, każ pozabijać twoje dzieci, ażeby kiedyś nie wydarły majątku moim...”

-  Jakaż to długa historia!.. - przerwała niecierpliwie Kama.

-  Zaraz się skończy - odparł następca. - I wiesz, Kamo, co odpowiedział Satni:

„Jeżeli pragniesz tego, więc... niech się spełni zbrodnia!...”

Tbubui nie trzeba było dwa razy powtarzać. W oczach ojca kazała pomordować dzieci, a okrwawione ich członki wyrzuciła przez okno psom i kotom... No i dopiero wtedy Satni wszedł do jej pokoju i spoczął na jej hebanowym łożu, wykładanym kością słoniową... *

-   Tbubui dobrze robiła nie wierząc zapewnieniom mężczyzn - rzekła zirytowana Fenicjan- ka.

-  Ale Satni - odparł następca - zrobił jeszcze lepiej: obudził się... gdyż jego straszna zbrod- nia była tylko snem...

I ty, Kamo, zapamiętaj sobie, że najpewniejszym sposobem obudzenia mężczyzny z miło- snych upojeń jest - miotać klątwy na jego syna...

-  Bądź spokojny, panie, już nigdy nie wspomnę ani o mojej niedoli, ani o twoim synu - po- sępnie odpowiedziała Fenicjanka.

-  A ja nie cofnę ci moich łask i będziesz szczęśliwą - zakończył Ramzes.

 

 

* Historyjka autentyczna


ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

 

Już i między ludem miasta Pi-Bast zaczęły rozchodzić się różne wieści o Libijczykach. Opowiadano, że rozpuszczeni przez kapłanów żołnierze barbarzyńscy wracając do swej oj- czyzny z początku żebrali, potem kradli, a w końcu zaczęli rabować i palić wsie egipskie mordując przy tym mieszkańców.

W ten sposób w ciągu kilku dni zostały napadnięte i zniszczone miasta: Chinensu, Pimat i Kasa na południe od jeziora Moeris. W ten sposób zginęła karawana kupców i pielgrzymów egipskich wracających z oazy Uit-Mehe. Cała zachodnia granica państwa była w niebezpie- czeństwie, a nawet z Terenuthis zaczęli uciekać mieszkańcy. I w tamtej bowiem okolicy od strony morza ukazały się bandy libijskie, jakoby wysłane przez groźnego wodza Musawasę, który podobno w całej pustyni miał ogłosić świętą wojnę przeciw Egiptowi.

Toteż jeżeli któregoś wieczoru zachodni pas nieba czerwienił się zbyt długo, na mieszkań- ców Pi-Bast padała trwoga. Ludzie gromadzili się po ulicach, niektórzy wchodzili na płaskie dachy lub wdrapywali się na drzewa i stamtąd ogłaszali, że - widzą pożar w Menuf albo w Sechen. Byli nawet i tacy, którzy pomimo zmroku dostrzegali uciekających mieszkańców albo libijskie bandy maszerujące w kierunku Pi-Bast długimi, czarnymi szeregami.

Pomimo wzburzenia ludności rządcy nomesu zachowywali się obojętnie; władza bowiem centralna nie przysłała im żadnych rozkazów.

Książę Ramzes wiedział o niepokoju tłumów i widział obojętność pi-basteńskich dygnita- rzy. Wściekły gniew ogarniał go, że nie otrzymuje żadnych poleceń z Memfisu i że ani Me- fres ani Mentezufis nie rozmawiają z nim o tych alarmach zagrażających państwu.

Lecz ponieważ obaj kapłani nie zgłaszali się do niego, nawet jakby unikali rozmowy z nim, więc i namiestnik nie szukał ich ani robił żadnych przygotowań wojskowych.

W końcu przestał odwiedzać stojące pod Pi-Bast pułki, a natomiast zgromadziwszy do pa- łacu całą szlachecką młodzież, bawił się i ucztował tłumiąc w sercu oburzenie na kapłanów i obawę o losy państwa.

-  Zobaczysz!... - powiedział raz do Tutmozisa. - Święci prorocy wykierują nas tak, że Mu- sawasa zabierze Dolny Egipt, a my będziemy musieli uciekać do Tebów, jeżeli nie do Sunnu, o ile znowu stamtąd nie wypędzą nas Etiopowie...

-  Prawdę rzekłeś - odparł Tutmozis - że nasi władcy poczynają sobie, jakby byli zdrajcami. Pierwszego dnia miesiąca Hator (sierpień - wrzesień) odbywała się w pałacu następcy naj- większa uczta. Zaczęto bawić się od drugiej po południu, a nim słońce zaszło, już wszyscy byli pijani. Doszło do tego, że mężczyźni i kobiety tarzali się po podłodze zlanej winem, za-

sypanej kwiatami i skorupami potłuczonych dzbanów.

Książę był między nimi najprzytomniejszy. Jeszcze nie leżał, ale siedział na fotelu trzy- mając na kolanach dwie piękne tancerki, z których jedna poiła go winem, druga oblewała mu głowę silnymi wonnościami.

W tej chwili wszedł na salę adiutant i przelazłszy przez kilku pijanych biesiadników zbli- żył się do następcy.

-  Dostojny panie - szepnął - święci Mefres i Mentezufis pragną natychmiast rozmówić się z wami...

Następca odepchnął dziewczęta i zarumieniony, w poplamionym kaftanie, chwiejnym kro- kiem potoczył się do swego pokoju na górę.

Na jego widok Mefres i Mentezufis spojrzeli po sobie.

-  Czego chcecie, dostojnicy? - spytał książę upadając na krzesło.

-   Nie wiem, czy wasza dostojność będziesz mógł wysłuchać nas... - odparł zakłopotany Mentezufis.


-  A!... myślicie, żem się upił? - zawołał książę. - Nie lękajcie się... Dziś cały Egipt jest jak oszalały czy głupi, że jeszcze w pijakach najwięcej zostało rozsądku...

Kapłani zachmurzyli się, lecz Mentezufis zaczął:

-  Wasza dostojność wie, że pan nasz i najwyższa rada postanowili uwolnić dwadzieścia ty- sięcy wojsk najemnych...

-   No, niby nie wiem przerwał następca. Nie raczyliście przecież nie tylko zasięgnąć mojej rady w kwestii tak mądrego postanowienia, ale nawet nie raczyliście zawiadomić mnie, że już cztery pułki rozpędzono i że ludzie ci z głodu napadają nasze miasta...

-  Zdaje mi się, że wasza dostojność sądzisz rozkazy jego świątobliwości faraona... - wtrącił Mentezufis.

-   Nie jego świątobliwości!... - zawołał książę tupiąc nogą - ale tych zdrajców, którzy ko- rzystając z choroby mego ojca i władcy chcą zaprzedać państwo Asyryjczykom i Libijczy- kom...

Kapłani osłupieli. Podobnych wyrazów nie wypowiedział żaden jeszcze Egipcjanin.

-  Pozwól, książę, ażebyśmy wrócili za parę godzin... gdy się uspokoisz... - rzekł Mefres.

-    Nie ma potrzeby. Wiem, co się dzieje na naszej zachodniej granicy... A raczej nie ja wiem, tylko moi kucharze, chłopcy stajenni i pomywaczki. Może więc zechcecie teraz czci- godni ojcowie, i mnie wtajemniczyć w wasze plany?...

Mentezufis przybrał obojętną fizjognomię i mówił:

-  Libijczycy zbuntowali się i zaczynają zbierać bandy z zamiarem napadu na Egipt.

-  Rozumiem.

-   Z woli zatem jego świątobliwości - ciągnął Mentezufis - i najwyższej rady, masz, wasza dostojność, zebrać wojska z Dolnego Egiptu i zniszczyć buntowników.

-  Gdzie rozkaz?

Mentezufis wydobył z zanadrza pergamin opatrzony pieczęciami i wręczył go księciu.

-   Więc od tej chwili jestem naczelnym wodzem i najwyższą władzą w tej prowincji? - spytał następca.

-  Tak jest, jak rzekłeś.

-  I mam prawo odbyć z wami naradę wojenną?

-  Koniecznie... - odparł Mefres. - Choć w tej chwili...

-  Siadajcie - przerwał książę. Obaj kapłani spełnili rozkaz.

-   Pytam się was, bo to potrzebne jest do moich planów: dlaczego rozpuszczono libijskie pułki?...

-   I rozpuści się inne - pochwycił Mentezufis. - Otóż rada najwyższa dlatego chce pozbyć się dwudziestu tysięcy najkosztowniejszych żołnierzy, aby skarbowi jego świątobliwości do- starczyć rocznie czterech tysięcy talentów, bez czego dwór królewski może znaleźć się w niedostatku...

-  Co jednak nie grozi najnędzniejszemu z egipskich kapłanów!... - wtrącił książę.

-   Zapominasz, wasza dostojność, że kapłana nie godzi się nazywać „nędznym” - odparł Mentezufis. - A że nie grozi żadnemu z nich niedostatek, to jest zasługą ich powściągliwego trybu życia.

-   W takim razie chyba posągi wypijają wino, co dzień odnoszone do świątyń, i kamienni bogowie stroją swoje kobiety w złoto i drogie klejnoty - szydził książę. - Ale mniejsza o wa- szą powściągliwość!... Rada kapłańska nie dlatego rozpędza dwadzieścia tysięcy wojska i otwiera bramy Egiptu bandytom, ażeby napełnić skarb faraona...

-  Tylko?...

-  Tylko dlatego, ażeby przypodobać się królowi Assarowi. A ponieważ jego świątobliwość nie zgodził się na oddanie Asyryjczykom Fenicji, więc wy chcecie osłabić państwo w inny sposób: przez rozpuszczenie najemników i wywołanie wojny na naszej zachodniej granicy...


-   Biorę bogów na świadectwo, że zdumiewasz nas, wasza dostojność!... - zawołał Mente- zufis.

-   Cienie faraonów bardziej zdumiałyby się usłyszawszy, że w tym samym Egipcie, w któ- rym spętano królewską władzę, jakiś chaldejski oszust wpływa na losy państwa...

-   Uszom nie wierzę!... - odparł Mentezufis. - Co wasza dostojność mówisz o jakimś Chal- dejczyku?...

Namiestnik zaśmiał się szyderczo.

-  Mówię o Beroesie... Jeżeli ty, święty mężu, nie słyszałeś o nim, zapytaj czcigodnego Me- fresa, a gdyby i on zapomniał, niech odwoła się do Herhora i Pentuera...

Oto wielka tajemnica waszych świątyń!... Obcy przybłęda, który jak złodziej dostał się do Egiptu, narzuca członkom najwyższej rady traktat tak haniebny, że moglibyśmy podpisać go dopiero po przegraniu bitew, po utracie wszystkich pułków i obu stolic.

I pomyśleć, że zrobił to jeden człowiek, najpewniej szpieg króla Assara!... A nasi mędrcy tak dali się oczarować jego wymowie, że gdy faraon nie pozwolił im wyrzec się Fenicji, to oni przynajmniej rozpuszczają pułki i wywołują wojnę na granicy zachodniej...

Słyszana rzecz?... - ciągnął już nie panujący nad sobą Ramzes. - Gdy jest najlepsza pora zwiększyć armię do trzystu tysięcy ludzi i popchnąć ją do Niniwy, ci pobożni szaleńcy rozpę- dzają dwadzieścia tysięcy wojsk i podpalają własny dom...

Mefres, sztywny i blady, słuchał tych okrutnych szyderstw. Wreszcie zabrał głos:

-  Nie wiem, dostojny panie, z jakiego źródła czerpałeś swoje wiadomości... - Oby ono było równie czystym jak serca członków najwyższej rady! Przypuśćmy jednak, że masz słuszność i że jakiś chaldejski kapłan potrafił skłonić radę do podpisania ciężkiej umowy z Asyrią. Otóż gdyby tak się zdarzyło, to skąd wiesz, że ów kapłan nie był wysłannikiem bogów, którzy przez jego usta ostrzegli nas o wiszących nad Egiptem niebezpieczeństwach?...

-  Odkądże to Chaldejczycy cieszą się takim zaufaniem u was? - zapytał książę.

-  Kapłani chaldejscy są starszymi braćmi egipskich - wtrącił Mentezufis.

-  To może i król asyryjski jest władcą faraona? - wtrącił książę.

-  Nie bluźnij, wasza dostojność - surowo przerwał Mefres. - Lekkomyślnie szperasz w naj- świętszych tajemnicach, a to bywało niebezpiecznym nawet dla większych od ciebie!

-   Dobrze, nie będę szperał! Po czym jednak można poznać, że jeden Chaldejczyk jest wy- słannikiem bogów, a drugi szpiegiem króla Assara?

-   Po cudach - odparł Mefres. - Gdyby na twój rozkaz, książę, ten pokój napełnił się du- chami, gdyby niewidzialne moce uniosły cię w powietrze, powiedzielibyśmy, żeś jest narzę- dziem nieśmiertelnych, i słuchalibyśmy twej rady...

Ramzes wzruszył ramionami.

-   I ja widziałem duchy: robiła je młoda dziewczyna... I ja widziałem w cyrku leżącego w powietrzu kuglarza...

-   Tylkoś nie dojrzał cienkich sznurków, które trzymali w zębach czterej jego pomocnicy...

-  wtrącił Mentezufis.

Książę znowu roześmiał się i przypomniawszy sobie, co mu Tutmozis opowiadał o nabo- żeństwach Mefresa, rzekł szyderczym tonem:

-   Za króla Cheopsa pewien arcykapłan chciał koniecznie latać po powietrzu. W tym celu modlił się do bogów, a swoim podwładnym kazał uważać: czy go nie podnoszą niewidzialne siły?... I co powiecie, święci mężowie: od tej pory nie było dnia, ażeby prorocy nie zapewniali arcykapłana, że unosi się w powietrzu, wprawdzie niewysoko, bo tylko na palec od podłogi... Ale... co to waszej dostojności? - spytał nagle Mefresa.

Istotnie arcykapłan słuchając swojej własnej historii zachwiał się na krześle i byłby upadł, gdyby nie podtrzymał go Mentezufis.

Ramzes zmięszał się. Podał starcowi wody do picia, natarł mu czoło i skronie octem, za- czął go chłodzić wachlarzem...


Wkrótce święty Mefres przyszedł do siebie. Powstał z krzesła i rzekł do Mentezufisa:

-  Już chyba możemy odejść?

-  I ja tak myślę.

-  A ja co mam robić? - spytał książę czując, że stało się coś złego.

-  Spełnić obowiązki naczelnego wodza - odparł zimno Mentezufis.

Obaj kapłani ceremonialnie ukłonili się księciu i wyszli. Namiestnik był już całkiem trzeźwy, ale na serce spadł mu wielki ciężar. W tej chwili zrozumiał, że popełnił dwa ciężkie błędy: przyznał się kapłanom do tego, że zna ich wielką tajemnicę, i - niemiłosiernie zadrwił z Mefresa.

Oddałby rok życia, gdyby można zatrzeć w ich pamięci całą tę pijacką rozmowę. Ale już było za późno.

„Nie ma co - myślał - zdradziłem się i kupiłem sobie śmiertelnych wrogów. Ale trudno. Walka zaczyna się w chwili najniekorzystniejszej dla mnie... Lecz idźmy dalej. Niejeden przecie faraon walczył z kapłaństwem i zwyciężył je, nawet nie mając zbyt silnych sprzymie- rzeńców. „

Tak jednak uczuł niebezpieczeństwo swego położenia, że w tej chwili przysiągł na świętą głowę ojca nigdy już nie pić większej ilości wina.

Kazał zawołać Tutmozisa. Powiernik zjawił się natychmiast, zupełnie trzeźwy.

-  Mamy wojnę i jestem naczelnym wodzem - rzekł następca. Tutmozis ukłonił się do ziemi.

-  I nigdy już nie będę upijał się - dodał książę. - A wiesz dlaczego?

-  Wódz powinien wystrzegać się wina i odurzających woni - odparł Tutmozis.

-  Nie pamiętałem o tym i... wygadałem się przed kapłanami...

-  Z czym? - zawołał przestraszony Tutmozis.

-  Że ich nienawidzę i żartuję z ich cudów...

-  Nic nie szkodzi. Oni chyba nigdy nie rachują na ludzką miłość.

-  I że znam ich polityczne tajemnice - dodał książę.

-  Aj... - syknął Tutmozis. - To jedno było niepotrzebne...

-   Mniejsza o to - mówił Ramzes. - Wyślij natychmiast szybkobiegaczy do pułków, ażeby jutro z rana dowódcy zjechali się na radę wojenną. Każ zapalić sygnały alarmowe, ażeby wszystkie wojska Dolnego Egiptu od jutra maszerowały ku zachodniej granicy. Pójdź do no- marchy i zapowiedz mu, aby uwiadomił innych nomarchów o potrzebie gromadzenia żywno- ści, odzieży i broni.

-  Będziemy mieli kłopot z Nilem - wtrącił Tutmozis.

-   Toteż niech wszystkie czółna i statki zatrzymają na odnogach Nilowych dla przewozu wojsk. Trzeba też wezwać nomarchów, ażeby zajęli się przygotowaniem pułków rezerwo- wych...

Tymczasem Mefres i Mentezufis wracali do swych mieszkań przy świątyni Ptah. Gdy znaleźli się sami w celi, arcykapłan podniósł ręce do góry i zawołał:

-   Trójco nieśmiertelnych bogów: Ozirisie, Izydo i Horusie - ratujcie Egipt od zagłady!... Jak świat światem, żaden faraon nie wypowiedział tylu bluźnierstw, ile dziś usłyszeliśmy od tego dzieciaka... Co mówię - faraon?... Żaden wróg Egiptu, żaden Cheta, Fenicjanin, Libij- czyk nie ośmieliłby się tak znieważać kapłańskiej nietykalności...

-  Wino robi człowieka przezroczystym - odparł Mentezufis.

-   Ależ w tym młodym sercu kłębi się gniazdo żmij... Poniewiera stan kapłański, szydzi z cudów, nie wierzy w bogów...

-   Najwięcej jednak zastanawia mnie to - rzekł zamyślony Mentezufis... skąd on wie o wa- szych układach z Beroesem? Bo, że wie, na to przysięgnę.

Dokonano okropnej zdrady - odparł Mefres chwytając 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kawał książki

  szybko wyjął złoty amulet, który nosił na piersiach, i szepnął: -    Ucieknijcie, złe słowa na pustynią... Oddalcie się i nie róbcie szkody sprawiedliwym!... Co też wygaduje wasza dostojność!... - rzekł głośniej, tonem wyrzutu. -    Dostojny Mefres mówi prawdę - odezwał się Mentezufis. Głowa by cię zabolała i żołą- dek, gdyby ludzkie wargi mogły powtórzyć bluźnierstwa, jakie dziś usłyszeliśmy od tego młodzieniaszka. -   Nie żartuj, proroku - oburzył się arcykapłan Sem. - Prędzej uwierzyłbym, że woda płonie, a powietrze gasi, aniżeli w to, że Ramzes dopuszcza się bluźnierstw... -   Robił to niby po pijanemu - wtrącił złośliwie Mefres. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Givea

Nic co czytać

Kamę od ka- płańskich obowiązków i zdjąć z niej klątwy grożące dziewicom, które w służbie bogini utra- ciły niewinność. Było to rozporządzenie świątobliwe i mądre: jeżeli bowiem ktoś gwałtem porwał kapłankę i pozbawił święceń wbrew jej woli, to nie godziło się jej karać. W parę dni później, przy odgłosie rogów, ogłoszono wiernym w świątyni Astoreth, że ka- płanka Kama umarła i że gdyby kto spotkał kobietę podobną do niej, nie ma prawa mścić się, a nawet czynić jej wyrzutów. Nie ona bowiem, nie kapłanka, opuściła boginię, ale porwały ją złe duchy, za co będą ukarane. Tego zaś samego dnia dostojny Hiram był u księcia Ramzesa i ofiarował mu, w złotej puszce, pergamin opatrzony mnóstwem pieczęci kapłańskich i podpisami najznakomitszych Fenicjan. Był to wyrok duchownego sądu Astoreth, który uwalniał Kamę od ślubów i zdejmował z niej klątwę niebios, byle tylko wyrzekła się swego kapłańskiego imienia. Z tym dokumentem, gdy słońce zaszło, udał się książę do pewnej samotnej willi w